czwartek, 4 września 2014

wpis#1 szkoła

Kochany Pamiętniku,

Właśnie wróciłam ze szkoły. To dopiero trzeci dzień, a ja już mam zdecydowanie dość.
Płaczę.
I to coraz częściej.
Z różnych powodów, nawet tych najmniejszych i błahych. Zapowiedzieli nam już sześć sprawdzianów. Wiem, że nie dam rady. Polegnę. A to przecież klasa trzecia. Zadania domowe, testy i kartkówki to nie jest jedyny problem. Są jeszcze ludzie.
Wszędzie te fałszywe twarze.
Owszem, znajdą się też wyjątki. I na całe szczęście mam najlepszą przyjaciółkę. Chyba tylko dzięki niej żyję.
Obgadują. W dodatku w taki sposób, że doskonale o tym wiem.
Życzą jak najgorzej. Wręcz liczą na to, abym się potknęła.
Nienawidzą mnie.
Więc ja też ich nienawidzę.
Ha, a najlepsze jest to jak udają. Chowają się pod maskami. Boją się.
Ile razy zdarzyło się, że ktoś krzyknął do mnie z uśmiechem "cześć!", a później odwracał się i nazywał mnie suką.
Za plecami.
Przecież nie powie mi tego w twarz.
Boi się.
Że straci tłumy przyjaciół, że (broń Boże!) stanie się nielubiana.
Przecież bycie nielubianym to jak brak życia. Wyczujcie sarkazm.
Ogólnie, nie wiem co ludzie rozumieją pod słowem "lubiany".
To osoba, która jest tak powszechnie uwielbiana, że każdy walczy o to, aby się z nią przyjaźnić.
Błędne koło.
Osoba lubiana ma przyjaciół, bo jest lubiana. Ci przyjaciele automatycznie też stają się popularni.
"Przyjaciel wszystkich nie jest niczyim przyjacielem" i tego się trzymam.
Obiecuję sobie, że taka nie będę.
Nie będę walczyła o to, aby mieć dużo znajomych.
Wystarczy mi ta garstka, którą mam aktualnie.
Więcej przyjaciół = więcej bólu, gdy odchodzą.
A przecież w końcu wszyscy odejdą.
Zawsze odchodzą.

Muszę kończyć.